niedziela, 30 października 2011

Leegenda..

Wstawię wam zdjęcie, które zrobiłam na wycieczce klasowej (Szklana Huta)
http://www.lebork.zhp.pl/index.php/pl/19/ ------> trochę informacji o tym miejscu.

I moje zdjęcia. ;d


Legendaa. <33
Mam nadzieję, że się rozczytacie. ;d


Do posiedzenia.. xd


Piękne morze tam jest..;**


Wstawiłam.., bo super to wyglądaa.


Ślicznee..;p


Moje serduszko.


Na plaży..


W oddali płynie statek. ;d


yy..;d


Fale..;)


Na koniec..
Źródełko miłości..<33

Podobają się zdjęciaa..?

Sylwia - XII rozdział ;d

XII

Jak zwykle, wesoły i uśmiechnięty. Ale nie był sam. I tym razem nie towarzyszyli mu koledzy. Michał wyszedł ze szkoły w towarzystwie maleńkiej, zgrabnej brunetki, o równie urokliwym uśmiechu. Szli razem, śmiali się, było im bardzo wesoło. Przez chwilę łudziłam się, że to tylko jego koleżanka, że nic ich nie łączy, ale zauważyłam, że trzymają się za ręce. Zrozumiałam - to jego dziewczyna. Spod szkoły uciekłam ze łzami w oczach. Do końca dnia nie wychodziłam z pokoju. Płakałam w poduszkę, nie chciałam jeść ani z nikim rozmawiać. Byłam po prostu załamana. Przez kolejne dni wyglądałam jak cień człowieka. Snułam się po domu, cały optymizm zupełnie zaniknął. Mało jadłam, mało spałam. Nie mogłam pogodzić się z tym, że mój ideał kocha kogoś innego. Jeszcze przez jakiś czas chodziłam pod szkołę, chciałam tylko na niego popatrzeć, ale widok ich wspulnego szczęścia wprawiał mnie w rozpacz. Każdy jego uśmiech, każde muśnięcie czoła małej, każdy uścisk wywoływał niepohamowany potok łez...

piątek, 28 października 2011

Sylwia - XI rozdział ;d

XI

Co wieczór układałam sobie w głowie scenariusz tego spotkania.
Zastanawiałam się, co mu powiem i co na siebie włożę..
Obiecałam sobie, że sprawę, by mnie pokochał. Stopniowo, ale konsekwentnie i postępowo..
' Może się uda..Nie, to musi się udać ' - myślałam.
Przez ten cały czas, kiedy sterczałam pod szkołą, zdążyłam podsłuchać, że ma na imię Michał, chodzi do trzeciej klasy i bardzo lubi współczesną literaturę. Dużo czyta i ma wiele do powiedzenia na różne tematy. Ogólnie jest dobrze zorientowany we wszystkim. Często słyszałam, jak mądre tematy porusza w rozmowach z kolegami. Nie tak jak inni mężczyźni. Michał był... wyjątkowy.
Tego dnia również czekałam pod szkołą. Zdecydowałam, że właśnie dziś, bez względu na to czy będzie z kolegami, czy nie, odważę się i podejdę do niego. Jeśli jest dżentelmenem, zostawi kolegów i pójdzie zemną, jeśli nie, to znaczy, że nie jest godny uwagi.
Specjalnie na tę okazję założyłam swoje ulubione spodnie, kupiłam nową bluzkę, wyprostowałam włosy i lekko się wymalowałam.
W duchu śmiała się sama z siebie, bo jeszcze niedawno dziwiłam się koleżankom, które stroją się dla chłopaków, a teraz sama to robiłam. Ale cóż, jak trzeba, to trzeba..
Podekscytowana czekałam, ukryta za murem szkoły. Przez te wszystkie dni nauczyła się na pamięć jego rozkładu lekcji. Byłam strasznie niecierpliwa, każda minuta trwała jak wieki. Ale w końcu usłyszałam dźwięk dzwonka. Wtedy serce zaczęło walić jeszcze szybciej. Nerwowo wyglądałam czy nie wychodzi. Drzwi szkoły otwierały się i zamykały mnóstwo razy. Ciągle ktoś wchodził i wychodził, ale jego nie było widać.
Kiedy już powoli zaczęłam tracić nadzieję i myśleć, że nie ma go dziś w szkole, wyszedł, widziałam go wyraźnie..

niedziela, 23 października 2011

Sylwia - X rozdział ;d

X

Od tego czasu coraz częćciej kręciłam się obok II liceum. Niby przypadkiem, niby bez powodu, ale nerwowo wyglądałam, czy nie wychodzi, czy nie widać go z okna. Chciałam tylko na niego popatrzeć i skrycie liczyłam na to, że któregoś dnia wyjdzie ze szkoły sam i wtedy będę mogła do niego podejść. Byłam przekonana, że mnie pamięta - przecież posłał mi taki piękny, szczery uśmiech. Nie mógł nie pamiętać, zwłaszcza, że odwdzięczyłam mu się tym samym. Tak więc spędzałam długie godziny pod grubymi murami szkoły, czekając aż mój książę z bajki wyjdzie. Pech chciał, że zawsze wychodził w towarzystwie kolegów, ale narazie zadowalało mnie to, że mogę na niego popatrzeć. Właściwie to uwielbiałam na niego patrzeć. Chciałam nawet zrobić mu pare zdjęć z ukrycia, ale głupio się poczułam, jak jakiś szpieg. Poza tym bałam się, że mógłby usłyszeć dźwięk flesza i wziąć za jakąś psychopatkę. Wtedy zupełnie straciłabym możliwość zbliżania się do niego, czego bym nie chciała. Postanowiłam na razie tylko się przyglądać, a potem, w odpowiednim momencie zebrać się na odwagę i do niego podejść.

czwartek, 20 października 2011

Sylwia - IX rozdział ;d


IX

Przez kolejne dni uparcie szukałam chłopaka, w którym się tak nieludzko zakochałam. Chodziłam po mieście, zaglądałam do szkół, liceów i techników, regularnie odwiedzałam plac zabaw, ale przepadł, zupełnie zniknął. Momentami nawet próbowałam sobie wmówić, że on w ogóle nie istnieje, że go wymyśliłam, ale przecież koleżanki też go widziały. Mój ideał istniał i był gdzieś w tym wielkim mieście, tylko nie potrafiłam go znaleźć. Najgorsze jednak było to, że za nic w świecie nie chciał wyjść z mojej pamięci. Próbowałam o nim zapomnieć, zaczęłam nawet umawiać się z innymi, ale w każdym z nich szukałam tych oczu i tego uśmiechu. Zrozumiałam, że nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić. Postanowiłam więc szukać dalej, uparcie, aż do skutku. Czas mijał, a ja pogrążyłam się w rozpaczy. Nic nie potrafiło wywołać uśmiechu na mojej twarzy, w nocy nie mogłam spać, wciąż żyłam nadzieją na to, że go spotkam. 
I w końcu marzenie się spełniło...Zobaczyłam go! 
Tego dnia, dalej szukając swojej miłości, udałam się do II Liceum Ogólnokształcącego - tam jeszcze nie byłam. Masywne, stare mury szkoły i wielkie, potężne wejście wywołały lęk, ale czego się nie robi dla miłości. Weszłam do środka i trafiłam akurat na przerwę. Korytarze były pełne poważnej młodzieży z książkami pod pachą. Jedni coś czytali, inni uzupełniali notatki. W całej szkole było cicho - żadnych krzyków, śmiechów, tylko ciche, stonowane rozmowy i miarowy tupot stóp. Każdy miał swoje miejsce, każdy do czegoś zmierzał, nikt nie robił nic bez celu. I wtedy, ku swej wielkiej radości, ujrzałam go. Szedł z kolegami przez korytarz, miał na sobie przepiękny, błękitny sweterek w paski i był, jak zwykle, uśmiechnięty. Wyglądał cudownie. Nie mogłam  oderwać od niego wzroku, co nie umknęło jego uwadze. Przechodząc obok mnie, przesłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów i...odszedł. Ale wystarczyło mi to! Dało wielką, niesamowitą nadzieję. Wierzyłam, że ten uśmiech nie był bez powodu, może mnie lubi, może wpadłam mu w oko? Tym razem także nie odważyłam się do niego podejść, znów był z kolegami, ale miałam już pewien punkt zaczepienia - wiedziałam gdzie się uczy. To już bardzo dużo..

wtorek, 18 października 2011

Sylwia - VIII rozdział ;d

VIII

Wkrótce potem  także się rozeszłyśmy. Długo nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. Wciąż miałam jego obraz przed oczami, piękny uśmiech i radosne oczy. Postanowiłam, że znajdzie go za wszelką cenę. Od tej pory cały wolny czas spędzałam na placu zabaw. Co piątek, regularnie o tej samej godzinie, urywałam się z lekcji z nadzieją, że znów go tam spotkam. Przeglądałam internetowe portale, szukałam go wszędzie, ale bezskutecznie. Oczywiście nikomu o tym nie powiedziałam, reakcja otoczenia byłaby wiadoma. Wyśmiali by mnie, straciła bym także opinię dobrej, starej ciotki, która wszystkim pomaga w sercowych problemach. Teraz, kiedy ja mam taki problem, nawet nie mam do kogo się z nim zwrócić. Właściwie to nie byłam pewna tego, co czuje. Godzinami myślałam o nim, chodziłam z głową w chmurach, ale w przypływach racjonalnego myślenia przekonywałam sama siebie, że nie można zakochać się w chłopaku, z któ rym nie zamieniło się ani jednego słowa. A w dodatku, który był blondynem! W tej kwestji wszystkie gazety były jednomyślne - blondyn nie jest materiałem na dobry związek. Blondyni są zbyt atrakcyjni, wzbudzają zbyt duże zainteresowanie innych kobiet. On też je wzbudzał i, nie można mu tego odmówić, był szalenie atrakcyjny. Ale najbardziej fascynowały mnie jego oczy. Biło z nich tyle ciepła, taka wielka, ogromna wręcz nadzieja i dziecinność jeszcze. Odrazu widać, że on nie jest typem narcyza, nie uważa się za cud świata, wręcz przeciwnie - sprawia wrażenie osoby cichej i skromnej. Miał taki słodki, niewinny wyraz twarzy w połączeniu z tym onieśmielająco pięknym uśmiechem.
I stało się. Mnie także dosięgła strzała Amora. I trafiła prościutko w serce - oto przeżywam swoją pierwszą, prawdziwą miłość. Dotarło do mnie, że te wszystkie pisemka, te wszystkie porady i sugestie to stek bzdur! Gazety kłamią. I nie napisały o tym, że boli, a powinni! Bo boli i to bardzo. Przeżywałam niewypowiedziane katusze, budząc się co rano z nadzieją, że go zobaczę i wracając wieczorem do domu z niczym.  Zdawałam sobie sprawę z tego, że on nie ma pojęcia o moim istnieniu - w końcu wtedy, na placu zabaw, nawet na mnie nie spojrzał. Może to i lepiej - gdyby spojrzał, miałabym większą nadzieję i zapewne cierpiałabym bardziej..  

poniedziałek, 17 października 2011

Sylwia - VII rozdział ;d

VII



Kiedy przyszłam tam z koleżankami, zauważyłyśmy na ławce grupkę chłopaków, którzy najwyraźniej też zrobili sobie wolne od szkoły. Właściwie nie robili nic konkretnego, siedzieli, śmiali się, żartowali. Niektórzy trzymali w dłoniach puszki z napojami energetycznymi, inni łuszczyli pestki ze słonecznika, robiąc tym samym spory bałagan. Plac był duży więc nie przeszkadzało nam towarzystwo chłopaków. Udałyśmy się na drugą ławkę, stojącą obok huśtawek.
Zlustrowałam ich wzrokiem. Wyglądali na jakieś 18-19 lat, byli fajnie ubrani, sprawiali dość miłe wrażenie. Moją szczególną uwagę zwrócił wysoki blondyn o dużych, bronzowych oczach i przesympatycznym uśmiechu. Miał na sobie modne, jasne jeansy, granatową bluzę i sportowe buty. Wyglądał jak typowa szkolna gwiazda - bożyszcze wszystkich rozkrzyczanych dziewczynek, które zapewne biją się o jego spojrzenie. Ale z jego oczu biła skromność, łagodność, może troche nieśmiałość. Był naprawdę przystojnym mężczyzną, miał w sobie to 'coś'.
Zorientowałam się, że wpatruję się nieprzytomnie w niego już od dłuższej chwili, zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok. On nic nie zauważył, ale koleżanki owszem. Stwierdziły od razu, że to na pewno miłość od pierwszego wejrzenia, nawet zachęcały mnie, bym do niego podeszła, ale zabrakło mi odwagi. Może gdyby był sam, gdyby nie było przy nim kolegów. Może wtedy bym podeszła, ale przy nich na pewno nie. Po upływie niecałej pół godziny chłopcy zabrali plecaki i poszli. Odprowadziłam wzrokiem swój ideał i poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Przestraszyłam się, że może go już więcej nie zobaczę, w końcu nie wiem, gdzie się uczy, ani nawet jak ma na imię. Zapamiętałam tylko te jego oczy... 

piątek, 14 października 2011

Sylwia - VI rozdział ;d

 VI

Nieszczęśliwie, pierwsza miłość spadła i na mnie. I było zupełnie inaczej niż w połowie przeczytanych gazet. Żadnych znaków, żadnego zaplanowania. Po prostu trach i miłość. Zaczęło się na wcześniej wspomnianym placu zabaw.  Wraz z koleżankami urwałam się z trzech ostatnich lekcji. Był piątek, piękny, wiosenny dzień. Postanowiłyśmy zrobić sobie wolne i trochę się zrelaksować. Najpierw zaszłyśmy do pobliskiej cukierni, gdzie kupiłyśmy sobie nieludzko pyszne ciastka z bitą śmietaną i wisienką na górze. Katorga dla bioder, ale jaki raj dla podniebienia.! Skonsumowawszy wszystko, ruszyłyśmy prosto na plac zabaw. Już wcześniej opowiadałam koleżankom o tym miejscu, położonym daleko od szkoły, daleko od świata. Praktycznie nikt już tam nie chdził, okres 'sławy' placu minął kilka lat temu, w związku z budową nowszych, nowocześniejszych i bezpieczniejszych miejsc zabawy, które znajdowały się bardziej w centrum miasta, w okolicach szkół, przedszkoli itp. Z tego powodu to miejsce było miejscem idealnym na wagary. Można tam robić wszystko (bez skojarzeń ;d)  a i tak nikt by nic nie zauważył. Byłam bardzo szczęśliwa, że moje ulubione miejsce nie zostało przerobione na sklep, z tego powodu więc spędzałam tam jeszcze więcej czasu..

Sylwia -V rozdział ;d

V

Tak więc szkoła podstawowa i gimnazjum upłynęły mi pod znakiem bewzględnej samotności, bezuczuciowości i niedostępności. Podczas gdy koleżanki piszczały na widok mega przystojnego kapitana szkolnej drużyny piłki nożnej, ja uśmiechałam się ironicznie i z pożałowaniem kręciłam głową. Kiedy rówieśniczki piszczały, oglądając w gazetach zdjęcia znanego aktora, idola wszystkich nastolatek,  zmieniałam stronę na dział o modzie i urodzie. Byłam ponad tym wszystkim i trzeba przyznać, że miało to swoje dobre strony. Przytulałam i pocieszałam wszystkie rozczarowane i nieszczęśliwie zakochane przyjaciółki, ciesząc się w duchu, że mnie to nie dotyczy. Cierpliwie zdejmowała m ze ścian ich pokoju plakaty z aktorem, który właśnie znalazł sobie dziewczynę albo się ożenił. I z tęgą miną pomagałam wybierać ciuchy na randkę, robić makijaż i fryzurę. Nie rozumiałam tylko, jak można tak się poświęcać dla chłopaka. Wydawać ostatnie pieniądze na bluzkę, której w gruncie rzeczy on nawet nie zauważy. Spędzać długie godziny w łazience poprawiając wygląd, którego ON nawet nie pochwali. Nie powie nic! Żadnego 'pięknie wyglądasz', poprostu nic. Bo mężczyźni, to istoty banalnie proste, łatwe w obsłudze, nie trzeba nawet instrukcji. Myślą jednokierunkowo, ich móżdżki są maleńkie jak orzeszki, a teksty głupie na tyle, że większość dziewczyn naiwnie się na nie nabiera. Ale fakt faktem, braki szarych komórek nadrabiają wyglądem. Jak się postarają, potrafią wyglądać naprawdę bardzo fajnie. Ale bez przesady! Zadbany neandertalczyk nie powinien spędzać w łazience więcej czasu, niż jego wybranka. To by było podejrzane..

Sylwia - IV rozdział ;d

IV

Co do miłości wyczytałam, że powinna być nagle, ale zaplanowana, rozwijająca się szybko i powoli, uderzając z zaskoczenia, dając wcześniej znaki ostrzegawcze. Ponadto miłość jest gorąca, zimna, niezmienna i zmienna, chwilowa i na całe życie. Nie rozstrzygnęłam jedynie, czy miłość boli, bo na ten akurat temat żadna gazeta nie pisała nic. Jednak, po lekturze zdałam sobie jednak sprawę, że póki co, to wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane i wobec tego postanowiłam pozostać z mężczyznami w relacjach jedynie koleżeńskich. A kiedy już ta nieoczekiwanie zaplanowana miłość przyjdzie, to trudno. Ale nie ma co się spieszyć, wywoływać jej na siłę, ani prosić o nią. Jak przyjdzie, to będzie. Póki co, nie przyszła, co specjalnie nie martwiło mnie. Wręcz przeciwnie - powtarzałam sobie, że skoro to wszystko jest takie zagmatwane, to im później będę musiała się w tym połapać, tym lepiej. A może nie przyjdzie w ogóle? To chyba byłoby najlepsze wyjście. Ale gazety piszą, że przychodzi zawszę, czy się tego chce, czy nie. Można odczytać jej nadejście ze znaków, których nie ma lub też z wesołej - smutnej atmosfery, zmiennych nastrojów itp. dziwnych czynników, których do końca nie rozumiałam i w gruncie rzeczy nawet nie starałam się zrozumieć.

Sylwia - III rozdział ;d


III 

Nigdy nie miałam problemów z nauką. Uwielbiałam historię, często startowałam w olimpiadach i konkursach, dobrze radziłam sobie też z pisaniem wypracowań. Słowem - prawdziwa humanistka.
Przez swoje bardzo sympatyczne usposobienie, zawsze otaczałam się wianuszkiem wiernych przyjaciółek. Nigdy nie pozostawałam sama z problemami, byłam bardzo zżyta z dziewczynami, ufałam im i wiedziałam, że zawsze będą gotowe, by jej pomóc. Chłopcy również nie pozostawali obojętni na mój urok 
- Sylwia to piękna dziewczyna - powtarzała moja babcia.
 Wielu próbowało zaprosić mnie do kina albo na spacer, ale ja nigdy nie przekraczałam granicy koleżeństwa. Śmiałam się, że na miłość mam jeszcze całe życie. W każdym zalotniku widziałam tylko kolegę, nikogo więcej. Po lekturze wielu babskich pism i pisemek miałam wykreowany wizerunek  chłopaka idealnego. Po pierwsze, powinien być przystojny. Tak, doskonale przystojny, proporcjonalny, wspaniały, z każdym detalem idealnym. Prosry nosek, duże usta, piękne oczy, wspaniała budowa. Dodatkowo powinien być brunetem, bo gazety piszą, że blondyni to dobra partia, ale na chwilę, nie na stały związek, a rudzi są z natury wredni. Brunet zaś jest uosobieniem wspaniałej urody, wierności i miłego charakteru. Oprócz tego, mężczyzna idealny powinien mieć poczucie humoru, ale nie śmiać się z byle czego. Powinien także lubić zakupy, ale tylko  zakupy kobiety, broń Boże swoje własne. Dobrze by było, jakby nosił luźne, ale dopasowane spodnie, zwiewne, obcisłe koszule i nowe buty. Słowem - zadbany neandertalczyk, oldschoolowy modniś, pesymistyczny optymista. A do tego powinien być księciem z bajki, który przyjedzie na białym rumaku pod wieżę swej królewny, a potem zabierze ją do swojego królestwa i będą żyć długo i szczęśliwie..

Sylwia - II rozdział ;d

II 
To właśnie ja, Sylwia. Jestem wysoką blondynką, dojrzałą jak na 17 lat i o wyglądzie poważnej, co najmniej dwudziestoletniej panny. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś dawał mi więcej lat niż mam, starałam się nawet jakoś to zmienić - robić mniejszy makijaż, ubierać się w dziewczęce, a nie w kobiece ubrania, włosy układać w grzeczne fryzury. Ale to nic nie dało - wciąż byłam postrzegana jako studentka, choć nie skończyłam jeszcze liceum. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego i nawet nauczyłam się czerpać korzyści - np. kiedy chodziłam na wagary, nawet w środku szkolnego dnia, dzielnicowy nigdy się mną nie interesował.
 Mieszkam w dużym, piętrowym domu, wraz z rodzicami i perską kotką, którą dostałam od babci na 13 urodziny. Babcia zmarła niedługo po nich, a kotka żyje i dobrze się trzyma po dziś dzień. Mama pracuje w kancelarii adwokackiej. Ma wspaniałą opinię i wiele ciężkich wygranych spraw na koncie. Ojciec zaś posiada sklep z artykułami AGD. 
Mam przepiękny, lekki głos. .  Swoim wokalem uświetniałam przeróżne szkolne gale, apele, przedstawienia. Wszyscy słuchali  w zachwycie, wywoływałam mnóstwo skrajnych emocji, przez szczęście po rozpacz. Moje występy zawsze były pełne energii, siły i pasji. Tak, miałam w sobie pasję. I dało się to usłyszeć kiedy śpiewałam. Po skończeniu liceum chciałam dalej kontynuować naukę śpiewu, tym razem pod okiem prawdziwego specjalisty, ale nie tylko. Wiedziałam, że samo śpiewanie nie zapewni mi przyszłości, zwłaszcza w sytuacji, gdy na polskim rynku muzycznym mało która gwiazda utrzyma się dłużej niż dwa, góra trzy sezony. Dodatkowo chciałam skończyć studia prawnicze i pójść w ślady matki. Śpiewający adwokat..? To byłoby coś nowego. Rodzina śmieje się, że wszystkie sprawy wygram śpiewająco..

Sylwia - I rozdział ;d


I

Plac zabaw obok ulicy Podmiejskiej jest moim ulubionym miejscem . Znajduje się tam kilka odrapanych huśtawek, dwie drewniane ławki, które kiedyś miały kolor zielony, a dziś już tylko brudny, kolorowe drabinki i piaskownica. Jest położony dość peryferyjnie, więc mało dzieci chodzi tam się bawić. Był nawet pomysł, żeby go zlikwidować, a w jego miejscu postawić sklep spożywczy nowej sieci, ale nikt nigdy nie wcielił tego planu w życie. Tak więc, huśtawki stoją tak jak stały, choć i mało kto z nich nie korzysta. Bardzo lubię tu przychodzić. Zawsze siadam na którejś z nich, huśtam się bardzo wysoko i czuje, jakbym miała prawdziwe skrzydła i unosiła się nad powierzchnią ziemi. W takich chwilach chce mi się krzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko, uwolnić od emocji, ale nigdy tego nie robiłam. Zawsze tłumiłam je w sobie, gromadziłam gdzieś w sercu, by potem, w najmniej oczekiwanym momencie mogły z wielkim hukiem  eksplodować.
Na plac zabaw przychodzę sama. To miejsce, w którym potrzebuję rozmowy z samą sobą, zebrania myśli i nie potrzebne mi bezsensowne  trajkotanie nad uchem o rzeczach na tę chwilę zupełnie nieistotnych. Potrafię spędzać na placu wiele, wiele godzin. Często odrabiam tu lekcje, uczę się, jem drugie śniadanie, nawet na wagary przychodzę właśnie tutaj. To miejsce ma dla mnie szczególną wartość, szczególny sentyment.. Jest wspaniałe..

Sylwia - Prolog ;d



Prolog

Nic nie potrafiło wywołać uśmiechu na jej twarzy, w nocy nie mogła spać, wciąż żyła nadzieją na to, że go spotka. I w końcu jej mażenie się spełniło...Zobaczyła go!