piątek, 14 października 2011

Sylwia - III rozdział ;d


III 

Nigdy nie miałam problemów z nauką. Uwielbiałam historię, często startowałam w olimpiadach i konkursach, dobrze radziłam sobie też z pisaniem wypracowań. Słowem - prawdziwa humanistka.
Przez swoje bardzo sympatyczne usposobienie, zawsze otaczałam się wianuszkiem wiernych przyjaciółek. Nigdy nie pozostawałam sama z problemami, byłam bardzo zżyta z dziewczynami, ufałam im i wiedziałam, że zawsze będą gotowe, by jej pomóc. Chłopcy również nie pozostawali obojętni na mój urok 
- Sylwia to piękna dziewczyna - powtarzała moja babcia.
 Wielu próbowało zaprosić mnie do kina albo na spacer, ale ja nigdy nie przekraczałam granicy koleżeństwa. Śmiałam się, że na miłość mam jeszcze całe życie. W każdym zalotniku widziałam tylko kolegę, nikogo więcej. Po lekturze wielu babskich pism i pisemek miałam wykreowany wizerunek  chłopaka idealnego. Po pierwsze, powinien być przystojny. Tak, doskonale przystojny, proporcjonalny, wspaniały, z każdym detalem idealnym. Prosry nosek, duże usta, piękne oczy, wspaniała budowa. Dodatkowo powinien być brunetem, bo gazety piszą, że blondyni to dobra partia, ale na chwilę, nie na stały związek, a rudzi są z natury wredni. Brunet zaś jest uosobieniem wspaniałej urody, wierności i miłego charakteru. Oprócz tego, mężczyzna idealny powinien mieć poczucie humoru, ale nie śmiać się z byle czego. Powinien także lubić zakupy, ale tylko  zakupy kobiety, broń Boże swoje własne. Dobrze by było, jakby nosił luźne, ale dopasowane spodnie, zwiewne, obcisłe koszule i nowe buty. Słowem - zadbany neandertalczyk, oldschoolowy modniś, pesymistyczny optymista. A do tego powinien być księciem z bajki, który przyjedzie na białym rumaku pod wieżę swej królewny, a potem zabierze ją do swojego królestwa i będą żyć długo i szczęśliwie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz