czwartek, 20 października 2011

Sylwia - IX rozdział ;d


IX

Przez kolejne dni uparcie szukałam chłopaka, w którym się tak nieludzko zakochałam. Chodziłam po mieście, zaglądałam do szkół, liceów i techników, regularnie odwiedzałam plac zabaw, ale przepadł, zupełnie zniknął. Momentami nawet próbowałam sobie wmówić, że on w ogóle nie istnieje, że go wymyśliłam, ale przecież koleżanki też go widziały. Mój ideał istniał i był gdzieś w tym wielkim mieście, tylko nie potrafiłam go znaleźć. Najgorsze jednak było to, że za nic w świecie nie chciał wyjść z mojej pamięci. Próbowałam o nim zapomnieć, zaczęłam nawet umawiać się z innymi, ale w każdym z nich szukałam tych oczu i tego uśmiechu. Zrozumiałam, że nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić. Postanowiłam więc szukać dalej, uparcie, aż do skutku. Czas mijał, a ja pogrążyłam się w rozpaczy. Nic nie potrafiło wywołać uśmiechu na mojej twarzy, w nocy nie mogłam spać, wciąż żyłam nadzieją na to, że go spotkam. 
I w końcu marzenie się spełniło...Zobaczyłam go! 
Tego dnia, dalej szukając swojej miłości, udałam się do II Liceum Ogólnokształcącego - tam jeszcze nie byłam. Masywne, stare mury szkoły i wielkie, potężne wejście wywołały lęk, ale czego się nie robi dla miłości. Weszłam do środka i trafiłam akurat na przerwę. Korytarze były pełne poważnej młodzieży z książkami pod pachą. Jedni coś czytali, inni uzupełniali notatki. W całej szkole było cicho - żadnych krzyków, śmiechów, tylko ciche, stonowane rozmowy i miarowy tupot stóp. Każdy miał swoje miejsce, każdy do czegoś zmierzał, nikt nie robił nic bez celu. I wtedy, ku swej wielkiej radości, ujrzałam go. Szedł z kolegami przez korytarz, miał na sobie przepiękny, błękitny sweterek w paski i był, jak zwykle, uśmiechnięty. Wyglądał cudownie. Nie mogłam  oderwać od niego wzroku, co nie umknęło jego uwadze. Przechodząc obok mnie, przesłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów i...odszedł. Ale wystarczyło mi to! Dało wielką, niesamowitą nadzieję. Wierzyłam, że ten uśmiech nie był bez powodu, może mnie lubi, może wpadłam mu w oko? Tym razem także nie odważyłam się do niego podejść, znów był z kolegami, ale miałam już pewien punkt zaczepienia - wiedziałam gdzie się uczy. To już bardzo dużo..

2 komentarze: